dodano: 2018-12-14 15:29 | aktualizacja:
2019-10-31 21:22
autor: Andrzej Pietrzak |
źródło: podroze.satkurier.pl
Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.
Cudowny poranek, słońce na niebie i uśmiechy na buziach. O tej porze jeszcze wszystko pozamykane. Jedyna otwarta kawiarenka serwująca kanapki i kawę mieściła się na szczęście obok parkingu pod centrum handlowym Aparcamiento Mercado de Marbella. Tak jak pisałem kończąc poprzedni artykuł, moje poranki to warkot... ale nie motocykla. Ale cóż to byłby za nudny poranek bez warkotu ukochanej osoby. Skoro warczy, to ma się dobrze, jest zdrowa i wyspana. Kawa, kawa, kawa. Martwiłbym się, gdyby nie było warczenia. A tak dzień jak co dzień. Śniadanko i w drogę.
Autostrada pomiędzy Marbellą a Gibraltarem to cudowny odcinek przez Los Monteros i inne miasteczka, wioseczki o nazwach zaczynających się od słowa Los. To moja druga wyprawa w stronę Gibraltaru, lecz w innym składzie osobowym. Za pierwszym razem był przylot ze Skandynawii, a tym razem na kołach własnego Harusa. Dziś to tylko ułamek, bo jedyne 82 km z Marbelli do punku Zero.
Europa Point to kawałek lub może skrawek ziemi za plecami meczetu Ibrahim-al Ibrahim, który dumnie świeci dachami na brzegu Cieśniny Gibraltarskiej. Po drodze umyka nam miasteczko San Luis de Sabinillas ze swoimi magicznymi plażami.
O 10:50 naszym oczom ukazuje się góra Gibraltaru ze swoimi jaskiniami St. Michael’s Cave i cudownym zamczyskiem Morris Castle. Pogoda cudowna, opłat na drodze na tym odcinku na szczęście nie było.
Materiał chroniony prawem
autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy.