Jeśli szczyt nosi nazwę „wielki zły kamień” (Großer Bösenstein), to bez wątpienia coś niedobrego musi się za tym kryć. Odczułam to na własnej skórze, kiedy w pewien piękny, czerwcowy dzień udałam się na wędrówkę w Niskie Taury - pasmo w austriackich Alpach Wschodnich. Kompletnie nic nie zapowiadało, że ta wyprawa pozostawi szczególny ślad w mojej psychice. Ale jak to mawiają, co cię nie zabije, to cię wzmocni.
Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.
Niestety na jednej przygodzie się nie skończyło. Gdy już dotarłam na Großer Bösenstein, na horyzoncie zaobserwowałam ciemne burzowe chmury. „Wielki zły kamień” bez wątpienia zasłużył tego dnia na swoje miano. Znalazłam się w kropce, gdyż powrót przez ośnieżone żleby uznałam za niemożliwy, a dalszą wędrówkę granią, w kierunku Kleiner Bösenstein (2395 m n.p.m.), a następnie Großer Hengst (2159 m n.p.m.), czyli „wielkiego ogiera”, za bardzo niebezpieczną w obliczu zbliżającej się burzy. Z dwojga złego wybrałam tę drugą opcję. Zatem miałam do pokonania odcinek mierzący jeszcze około 5,3 km, co mogło potrwać przynajmniej godzinę.
Na domiar złego tuż przy szlaku napotkałam koziorożca alpejskiego. Kiedy w oddali już padało i grzmiało, potężne zwierzę spokojnie czekało nieco poniżej grani na zbliżającą się nawałnicę. Nie ukrywam, iż okropnie bałam się przejść obok niego, gdyż nie wiedziałam, jak zareaguje. Alpejskie stworzenie na szczęście nie wykazało najmniejszego zainteresowania moją osobą.