dodano: 2022-02-05 10:32 | aktualizacja:
2022-02-08 17:23
autor: Marta Karendał / Janusz Blamowski |
źródło: SAT Kurier 11-12/2021
Tajlandia, w związku z pandemią, wprowadziła drakońskie obostrzenia dotyczące podróżowania, jedne z najostrzejszych na świecie. Przez długie miesiące nawet obywatele Tajlandii i członkowie ich rodzin mieli problem z powrotem do domu. Dla turystów kraj był całkowicie zamknięty. Dopiero od lipca 2021 r. władze postanowiły eksperymentalnie otworzyć dla zagranicznych turystów wydzielony obszar Tajlandii – wyspę Phuket. Jest to największa wyspa Tajlandii (542 km2 powierzchni) z górzystym i pokrytym tropikalnymi lasami wnętrzem oraz kilkoma pięknymi piaszczystymi plażami. Wyspę oblewają ciepłe wody Morza Andamańskiego, słynącego z bogatej rafy koralowej.
Marta Karendał / Janusz Blamowski
Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.
W ramach programu nazwanego oficjalnie Phuket Sandbox, czyli Piaskownica Phuket, turyści mogą przyjeżdżać do tego raju pod warunkiem spełnienia określonych warunków i procedur. Te warunki i procedury zmieniały się jak w kalejdoskopie i były w pewnych punktach wręcz absurdalne i kosztowne. Mimo to, tak bardzo stęsknieni za Tajlandią, zdecydowaliśmy się na proponowaną przez tajskie władze zabawę w piaskownicy...
Formalności zaczęliśmy na początku października, żeby zdążyć na planowaną datę wylotu – 20 października 2021 r. Zamiast wizy musieliśmy uzyskać Certificate of Entry (COE), co było możliwe tylko dla osób zaszczepionych dwiema dawkami przeciwko COVID-19. Poza tym musieliśmy między innymi wykupić ubezpieczenie na leczenie COVID-19 na kwotę 100 tys. USD, zarezerwować bilety na przelot, zarezerwować i opłacić 3 testy RT-PCR na COVID-19 oraz wykupić pobyt w hotelu posiadającym certyfikat SHA Plus (udzielany w ramach programu The Amazing Thailand Safety and Health Administration) na minimum 14 dni.
W ramach Phuket Sandbox nie było co prawda klasycznej kwarantanny w zamkniętym pokoju hotelowym, ale cała wyspa była niejako miejscem kwarantanny dla przyjezdnych. Pierwszy test na COVID-19 mieliśmy zaraz po przylocie przed opuszczeniem lotniska. Po pobraniu materiału do badania certyfikowana taksówka zawiozła nas do hotelu i w pokoju hotelowym oczekiwaliśmy na rezultat testu. Po około 5 godzinach recepcja hotelu zawiadomiła nas o negatywnym wyniku. Od tego momentu byliśmy „wolni”, ale ta wolność ograniczała się tylko do wyspy Phuket i okolicznych wysp np. Phi Phi. Dodatkowo byliśmy non stop śledzeni przez obowiązkowo zainstalowaną na lotnisku aplikację rządową.
Bardzo szybko jednak doceniliśmy uroki tej nietypowej kwarantanny...
Po pierwsze: utrudnienia z uzyskaniem COE odstraszały większość turystów, którzy przed pandemią tłumnie odwiedzali wyspę. Dla porównania, w 2019 r. Phuket odwiedziło ponad 10 mln turystów z całego świata, do października 2021 r. – 48 tys. Choć to niewątpliwie trudna sytuacja dla wielu Tajów żyjących z turystyki, dla nas brak tłumów na plaży czy w innych turystycznych miejscówkach był raczej miły. Przyjemnie było w spokoju kontemplować zachody słońca czy jeść kolację przy najlepszym stoliku przy samej plaży.
Tak samo przyjemnie było bez tłumów zwiedzać takie atrakcje turystyczne, jak: przepięknie położony kompleks świątynny Wat Chalong, znany z rzeźb i malowideł przedstawiających życie Buddy, czy świątynię znaną jako Big Buddha z 45-metrową statuą Buddy, położoną na szczycie wzgórza z widokiem na Morze Andamańskie oblewające wyspę z trzech stron. Widok stamtąd zapiera dech w piersi, cała południowa część wyspy leży u naszych stóp. Główne miasto wyspy – Phuket, zapraszało do wędrówek po urokliwych uliczkach starówki.