dodano: 2011-10-07 10:38 | aktualizacja:
2011-10-07 11:11
autor: Anita Dąbek |
źródło: Kino Polska
Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.
Co tydzień bohaterką programu jest wybrana scena z polskiego filmu. Dowiadujemy się, jak powstała i bliżej przyglądamy jej mistrzowskiej formie, rozkładając obraz na czynniki pierwsze. Półgodzinne rozmowy z twórcami specjalnie dla widzów Telewizji Kino Polska prowadzi Michał Chaciński – dziennikarz, dyrektor artystyczny Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Po każdym programie, bogatsi o zdobytą wiedzę, możemy też obejrzeć cały film.
Pierwszy odcinek to spotkanie z Andrzejem Wajdą i jego autorska analiza najbardziej chyba kultowej sceny w historii polskiego kina: tej z
„Popiołu i diamentu”, w której płoną kieliszki ze spirytusem. No właśnie: czy aby na pewno ze spirytusem? W latach pięćdziesiątych taśma filmowa była znacznie mniej czuła niż dzisiaj i słaby, spirytusowy płomień był na niej praktycznie niewidoczny. Dlatego na planie wlano do kieliszków benzynę. A jeszcze wcześniej Janusz Morgenstern, który był w tym filmie drugim reżyserem, wymyślił, że w scenie pojawi się spirytus – w powieści Jerzego Andrzejewskiego ta sama rozmowa upływa bohaterom nad sałatką śledziową. O tym wszystkim możemy się dowiedzieć z premierowego odcinka cyklu.
Dalej jest tylko lepiej: Kazimierz Kutz opowiada o dziwnym erotyzmie, który jak choroba opanował ekipę filmu
„Nikt nie woła”. Żeby ten stan osiągnąć, reżyser codziennie rozmawiał z aktorami o miłości. – Tak naprawdę chodziło mi o polskość – wyjaśnia dzisiaj. Na „dzikim zachodzie”, jakim tuż po wojnie wydawały się Ziemie Odzyskane, pierwsza miłość bohaterów była jak manifestacja patriotyzmu – symboliczny akt zakorzeniania się tam nowego życia.
Andrzej Żuławski analizuje dla nas scenę zabicia młodego akowca w
„Trzeciej części nocy”. W scenariuszu było tylko napisane: „Michał ucieka”, w filmie mamy długą sekwencję ujęć. – Operator Witek Sobociński słusznie uważał mnie za gówniarza – mówi Żuławski, tłumacząc, jak stopniowo udawało mu się tę niepochlebną opinię zmieniać. - Dlaczego tu jest tyle krwi? – drąży Michał Chaciński, który w „Jednej scenie” z sukcesem stosuje „strategię Wołoszańskiego”. W „Popiele i diamencie” sprawdza, czy podpalone kieliszki da się puścić ślizgiem po powierzchni baru, jak zrobił to Cybulski. W „Kanale” testuje ustawienia kamery, przesuwając jej wycięty z papieru kształt po narysowanej na podłodze scenografii.
Docieka też powodów, dla których w „Trzeciej części nocy” Andrzej Żuławski obsadził Leszka Teleszyńskiego. I dowiaduje się samych rewelacji: żeby dostać tę rolę, młody aktor musiał błyskawicznie schudnąć 15 kilo („Był pulpetem” – wspomina Żuławski). Przed zdjęciami na prośbę reżysera założył też na siebie klatkę z wszami. Grany przez niego Michał zarabia jako ich żywiciel, w ramach badań nad szczepionką na tyfus. Żuławski chciał, by aktor na własnej skórze poznał towarzyszący temu ból. I krew, i wszy miały widzowi uświadomić jedno: pokazana tu wojna to przede wszystkim sprawa biologii – rzecz ciała, mówi reżyser.
Jak podkreśla Joanna Rożen-Wojciechowska, dyrektor programowa Telewizji Kino Polska, „Jedna scena” jest nadawana w najlepszym czasie antenowym, na taki bowiem zasługują mistrzowie, z którymi się w tym cyklu spotykamy.
Wśród scen branych w programie pod lupę znalazły się obrazy z filmów „Popiół i diament” oraz „Kanał” Andrzeja Wajdy, „Perła w koronie” i „Nikt nie woła” Kazimierza Kutza, „Trzecia część nocy” Andrzeja Żuławskiego, „Barwy ochronne” Krzysztofa Zanussiego, „Gorączka” Agnieszki Holland, „Prawo i pięść” Jerzego Hoffmana, „Matka królów” Janusza Zaorskiego, „Ręce do góry” Jerzego Skolimowskiego, „Ga, Ga. Chwała bohaterom” Piotra Szulkina i „Eroica” Andrzeja Munka.
„Jedna scena” i niezwykłe spotkania z mistrzami polskiego kina w każdą sobotę o godzinie 20:15 – tylko w Telewizji Kino Polska.
Materiał chroniony prawem
autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy.