Alpy Seetalskie, które odwiedziłam w czerwcu, pozostaną w mojej pamięci jako kraina różanecznika i krów rasy simentalskiej. Jednak szczególnie ciepło wspominać będę moment, kiedy ujrzałam na szlaku czerwone serce wymalowane jakby specjalnie dla mnie, a w głowie zaświtała mi dość osobliwa myśl, że moja miłość do gór znalazła właśnie odwzajemnienie.
Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.
Przy okazji warto wspomnieć kilka słów na temat pochodzenia nazwy Zirbitzkogel. Nieliczni wiążą ją z występowaniem w Alpach sosny limby - zwanej lokalnie Zirbe. Jednak oficjalnie jej pochodzenie przypisuje się starosłowiańskiemu słowu zirbiza oznaczającemu „czerwone pastwisko”, gdyż na zboczach Zirbitzkogel licznie występuje roślinność kwitnąca na czerwono/różowo - różanecznik alpejski i wrzos zwyczajny. Za taką etymologią nazwy Zirbitzkogel optuje Austriacki Klub Turystyczny (ÖTK).
Nieopodal Türkenkreuz znajduje się kolejne schronisko - Köhlerhütte (1855 m n.p.m.). Jest to nieduży obiekt oferujący od maja do października 30 miejsc noclegowych w pokojach wieloosobowych.
Tuż za schroniskiem kończy się droga gruntowa, a zaczyna wąski szlak górski. Zmienia się również występująca roślinność - jest coraz mniej drzew, a coraz więcej niskopiennych krzewów i krzewinek. Szczególnie zachwyca wspomniany wcześniej różanecznik.
W pewnym momencie rozpoczyna się strome, kamieniste podejście w kierunku schroniska Helmut-Erd-Schutzhaus (2376 m n.p.m.). Po drodze mija się niewielkie jezioro Lavantsee. Ostatni fragment trasy przebiega szeroką, krętą drogą.