dodano: 2018-01-31 12:37 | aktualizacja:
2019-10-31 21:20
autor: Andrzej Pietrzak |
źródło: podroze.satkurier.pl
Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.
Trasa to cudowne krajobrazy od Oslofjorden po lewej, po lasy i skały po prawej stronie drogi. Miniemy kilka wiosek i mniejszych miasteczek, które malowniczo usytuowane wywołują uśmiech na naszych buziach. Mnie zawsze urzeka ich spokój, kolorystyka bieli i czerwieni ścian domów, zadbane posesje, trawniki i drzewa z bielonymi pniami.
Po pokonaniu kilometrów w dobrym nastroju, dojeżdżamy na
Koniec Świata. Nie spodziewajcie się komercyjnego szału. To Norwegia. Zwykły płatny parking pod skałą w otoczeniu krzaków, tablica informacyjna i ścieżka na brzeg. Jest co prawda restauracja na skale powyżej, ale tego dnia była zamknięta.
Nie ma ekscytacji - widok nagich skał z kamiennymi gdzieniegdzie schodkami nie robi wrażenia. To naprawdę Koniec Świata. Jakaś stara latarnia morska, historyczny obiekt z żurawiem, na którym unoszono zapalone drwa, by ostrzec płynące statki o skałach. Kilka mostków przeskakujących z wysepki na wysepkę.
Czy nas to urzekło? Absolutnie nie.
Reklama była fajna i wszyscy rodacy w Norwegii o tym miejscu mówili. Przyznam się szczerze, że w naszych skalach porównań: reklama - 10,
wrażenia - 2. Jedno, co może zainteresować zwiedzających, to fakt, iż w niektórych okresach roku przypływają tutaj wieloryby i można zobaczyć je z bliska wraz z młodymi.
Osobiście raczej nie będę tu wracał. Biorąc pod uwagę koszt jazdy samochodem, bramki, prom, etc. - nie warto. Motocykliści nie ponoszą kosztów opłat drogowych, więc jeszcze można to przeżyć.
Zrobiliśmy, jak widzicie, tylko kilka fotografii. Mało jak nigdy wcześniej. Po drodze była cudowna stacja paliwa BP, gdzie czas zatrzymał się na chwilę. W tym wypadku to była dla nas większa atrakcja.
Materiał chroniony prawem
autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy.