Wielka Wyspa Piaszczysta - Fraser Island - sam piach 123 x 22 km

dodano: 2017-12-09 21:29 | aktualizacja: 2019-10-16 13:59
autor: Janusz Sulisz | źródło: podroze.satkurier.pl

Fraser Island, czyli Wielka Wyspa Piaszczysta, to mało znana w Europie wyspa i jednocześnie największa na świecie kupa piasku na wyspie - ma 123 km długości i 22 km szerokości. Leży przy wschodnim wybrzeżu Australii, około 200 km na północ od Brisbane w stanie Queensland. To prawie dziewiczy obszar o pow. 1840 km², piaszczyste wzniesienia o wys. 244 m. Idealne miejsce do offroadu - zawsze 4x4, bo inaczej nie uda się wjechać na tę wyspę.

Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.

Fraser Island - wyspa śmierci?

Że to jest naprawdę niebezpieczna wyspa ostrzegali nas Australijczycy, bo jest ona nazywana wyspą śmierci. Ponoć ginie tam 22 osoby rocznie. Nie piszę tego, by wystraszyć potencjalnych chętnych turystów, którzy chcieliby ją odwiedzić. Jest tam 18 gatunków węży, ale najwięcej jest tych najbardziej jadowitych na świecie, w tym najgroźniejszy - bardzo jadowity, wschodni wąż brązowy. Ukąszenie w praktyce kończy się natychmiastową śmiercią, bo w tym terenie do szpitala po surowicę raczej daleko. Dodać trzeba jadowite pająki. Są jeszcze psy dingo [o nich dalej]. Jednak ludzie giną tam z powodu wypadków, głównie podczas jazdy w terenie lub tonąc w morzu lub jeziorach, a nie z powodu ukąszenia, więc nie ma się czego bać i będąc tam nie włazić w miejsca, gdzie można sobie samemu zrobić kłopot.

Kąpiel w morzu w miejscu do tego nieprzeznaczonym jest raczej wykluczona, przede wszystkim przez bardzo mocne prądy i przypływy. Owszem są tam piękne plaże - Travel Channel twierdzi, że są tam najlepsze plaże z listy World’s Best Beach. Jazda po plaży bywa tam niebezpieczna. Z powodu wypadków prędkość jazdy po plaży to 80 km/h, a wewnątrz wyspy tylko 30 km/h. My jechaliśmy po prostej jak stół plaży od promu starą dobrą Toyotą Land Cruiser, która wyglądała jeszcze w Brisbane jak stary rupieć. Jechaliśmy jakieś... 100 km/h, ale z wprawionym kierowcą (nazwaliśmy go wtedy Kubicą), który znał tam każdy zakątek, a nawet służył zagubionym crossowcom za... nawigację, czyli z głowy doradzał którędy lepiej pojechać. Wiedział gdzie zwolnić, gdy były poprzeczne spływy wody do oceanu, a wjechanie w taki rowek z prędkością 100 km/h niechybnie skończyłoby się uszkodzeniem auta albo dachowaniem.

Spływ wody do oceanu na plaży 75 miles na Fraser

Podobno na Fraser zdarzały się też przypadki, że niedoświadczony kierowca ugrzązł w piasku na plaży, a jego auto porwał morski prąd. W morzu są rekiny, których liczna populacja bardzo lubi okoliczne wody. A co więcej, latem (od grudnia do marca) trzeba tam uważać na słonowodnego krokodyla, który ma 4 m długości. To raczej rzadkość na Fraser, są sezonowymi gośćmi, ponieważ zawsze znikają podczas zimnych miesięcy (przypuszczalnie wracają do tropikalnego północnego Queenslandu). Strach się bać, ale my nie spotkaliśmy ani węża, ani krokodyla, jedynie widzieliśmy jednego, samotnego psa dingo.

Na Fraser byliśmy wielokrotnie zdziwieni pojazdami, którymi tam się jeździ. Czasami to bywa terenowy autobus z napędem na 4 koła, a także ciężarówki 4x4, wewnątrz których zwykle siedzieli turyści ze zorganizowanych wycieczek. Niektóre z nich przypominają pojazdy z filmu Jurrasic Park, co dodaje nieco grozy przy takiej wycieczce.